Takie szafy nie znajdują się tak po prostu nagle w naszym otoczeniu. Same musimy na nie zapracować. I mam tutaj na myśli zarówno środki finansowe, które pozwolą nam kupić idealną szafę, jak i pracę nad naszym stylem. I obawiam się, że to drugie jest znacznie trudniejsze. Nie zostajemy jednak same z tym problemem, styliści niosą pomoc. Wystarczy tylko sięgnąć po odpowiednią literaturę. Może to być inspirujący blog, fajny program w telewizji lub książka. A że te ostatnie lubię kupować, to dziś podzielę się z Wami moimi osobistymi spostrzeżeniami na temat jednej z książek o naszym poszukiwaniu szafy idealnej.

Kliknij aby powiększyć

Oto moja zmarznięta dziś dłoń ze wspomnianą książką. Nie będę Wam opowiadać dokładnie o jej treści. Jeżeli jesteście ciekawe, co jest w środku, będziecie musiały same to sprawdzić. Ja opowiem Wam jedynie, o moim wrażeniu po przeczytaniu tej pozycji. O tym, co zapamiętałam i o tym, z czym absolutnie się nie zgadzam.

Kliknij aby powiększyć

Pierwsza rzecz, która utkwiła w mojej głowie. Autorka tej książki mówi, jak powinny być przechowywane rzeczy w naszej szafie na wieszakach. Powinny wisieć swobodnie a nie być ściśnięte jak śledzie. Najlepiej, gdyby każda z rzeczy wisiała na osobnym wieszaku. Rzeczy zimowe układamy z dala od letnich a na torebki i aktówki przeznaczamy osobne półki. Do tego rzeczy do pracy, te na urlop czy sportowe, powinny być w osobnych strefach. I tu pojawił się problem, nie wiem jak Wy, ale ja nie mam takiego luksusu w domu, aby wygospodarować osobną strefę na torebki i zupełnie inną na odzież wizytową. W mojej szafie ponad połowę miejsca zajmują rzeczy męskie, ściśnięte do granic możliwości na górnym wieszaku i pchające się na mój dolny pałąk. Dla mnie taka rada jest z serii tych zrozumiałych, bardzo prawdziwych i nie mających niczego wspólnego z rzeczywistością. Marzę sobie po cichu o garderobie, przez którą będę mogła przechodzić do łazienki. Ale jeszcze długo będę musiała na taką garderobę czekać.

Kliknij aby powiększyć

Styliści lubią dzielić kobiety na pewne podgrupy. A to jesteśmy latem lub zimą, czasem gruszką innym razem cegłą. O ile typy budowy są dla mnie zrozumiałym i bardzo przydatnym podziałem, to ich nazywanie coraz cudaczniejszymi słowami uważam za niepotrzebne. Jedyny argument przemawiający za takim słowotwórstwem to, w moim osobistym odczuciu, podwyższenie rangi tego, kto nam nowe określenie sprzedaje. Szefowa swojej szafy daje nam słowo pracobowość, które to słowo dzieli nas na cztery grupy. Mamy niebieską analityczkę, zieloną realizatorkę, żółtą inspiratorkę i czerwoną wojowniczkę. I chociaż czytałam rozdział o tych typach dwukrotnie, to nie potrafiłam się przywiązać do żadnego z nich. Już na wstępie irytowało mnie to, że znów ktoś stara mi się pokazać, że gdzieś do jednego worka pasować powinnam bardziej, niż do pozostałych. To uruchamia we mnie taką lampkę, że jeśli się nie odnajdę i nie przypiszę gdzieś bardziej niż mniej, to nici z tego, cała pomoc poradnika na marne.

Kliknij aby powiększyć

Jaka jest najgorsza rzecz w książkach, które mają nas czegoś nauczyć? Prawdy objawione i treści od "wujka dobra rada". Trochę w tej książce takich napotkałam. Pozwolę sobie zacytować dwie z nich, które chciałabym odnieść do mojego życia.

(Nie)Prawda numer 1. "Kupuj rzeczy, które świetnie wyglądają, ale nie wymagają prasowania ani specjalnego traktowania". No to teraz moje drogie Panie i drodzy Panowie. Jak to się ma do pięknych jedwabnych sukienek, eleganckich bawełnianych koszul i wielu innych cudnych rzeczy, które lubią żelazko. Na nie prasowanie można sobie pozwolić wtedy, gdy kupimy coś tak sztucznego, czego nawet pralka boi się dotknąć i pozaginać. Nie lubię prasowania, ale moje ulubione stroje, uszyte z dobrych tkanin, niestety lubią żelazko. No chyba, że uprzemy się na dzianiny, te też mogą być eleganckie. Pod warunkiem, że nie są to dresówki z wąsami lub inne wszędobylskie dziś opatrzone wzory.

(Nie)Prawda numer 2. "Zawsze miej ze sobą symbol statusu - to może być markowa torebka, buty z czerwoną podeszwą czy markowy zegarek". Dobrze Pani Moniko, będę ze sobą nosiła dziurkarkę. Droga była, jest symbolem tego, że na maszyny i urządzenia jestem w stanie wydać tyle, ile potrzeba. Trochę się nadźwigam bo to najcięższa z moich maszyn, ale czego się nie rob dla dobra wizerunku. Swoją drogą bardzo mnie irytuje trend pokazywania dookoła jacy jesteśmy bogaci. Osobiście uważam, że chęć pokazania swojego statusu świadczy o braku klasy. Jeśli nas stać na buty z czerwoną podeszwą, to sobie je nośmy. Ale jeśli codziennie rano zastanawiamy się, który symbol statusu zabrać, to pora się z nim wybrać do psychoanalityka.

Kliknij aby powiększyć

Nie mam szafy idealnej, nadal jestem na etapie jej poszukiwania. Rozumiem problem typu: nie mam się w co ubrać, pomimo tego, że szafa tonie w rozmaitych egzemplarzach. Z tą książką nie zrobię kroku do przodu, nie jest ona dla mnie. Nie oznacza to, że jest bezwartościowa. To tak jak z nauczycielami, bywają tacy, którzy jednych uczniów potrafią zmobilizować do pracy a do innych nie potrafią dotrzeć. Może ja jestem właśnie tym trudnym modowym dzieckiem. Niestety do mnie nie przemawiają porady w stylu kup dwie sukienki, pięć koszul i żakiet. Nie mam ochoty klasyfikować swojej osoby jako wojowniczki lub innej postaci fikcyjnej. To nie dla mnie. Ale może Was takie porady zainspirują. Na pewno w tej pozycji znajdzie się wiele aspektów, w których całkowicie zgadzam się z autorką. Miło przeczytać, że ktoś, tak jak ja, uważa, że przeźroczyste bluzki i kabaretki to nie jest strój do pracy. Że długość spódnicy wcale taka dowolna nie jest, jeżeli wybieramy się do biura. Znajdziecie w niej wiele uwag dotyczących głębokości dekoltu, dodatków jak i makijażu. Czyta się ją bardzo szybko i przyjemnie, a to jest znaczy plus w porównaniu do jednej z książek, o której opowiem niebawem.

Ja jednak nie będę szefową swojej szafy, gdyż zarządzanie zasobami nie jest moim celem. Chciałabym po prostu wyglądać bardziej elegancko. I o tej elegancji napiszę Wam za tydzień przy okazji kolejnej pozycji, którą przeczytałam. A może ktoś z Was czytał moją dzisiejszą lekturę? Jeżeli tak, to proszę podzielcie się wrażeniami. Zarówno tymi na plus czy na minus, bo przecież tyle opinii ile osób.

Komentarze

gojami
#18 gojami 2015-09-10 13:09
ja wciąż mieszam i szukam
FEN
#17 FEN 2015-09-08 23:13
Droga Papavero, dziękuję Ci za zdanie "Ale jeśli codziennie rano zastanawiamy się, który symbol statusu zabrać, to pora się z nim wybrać do psychoanalityka." Nie ma jak zdrowe podejście do głupot powypisywanych w książkach :) Gdybym jak miała nosić ze sobą symbol swojego statusu, to.... w sumie nie wiem, co bym zabrała. Oj, marny mój status. Jak byśmy wyglądali razem z moim Łucznikiem przy Tobie i Twojej dziurkarce?

Również dziękuję Ci za to, co napisałaś o wrzucaniu nas do wora. Ja do dziś nie wiem, czy jestem Latem, czy Wiosną, i wreszcie ktoś wyraźnie napisał, że to nie jest ważne, że to Lato z Wiosną mają problem, a nie ja :)
gojami
#16 gojami 2015-09-07 08:27
Napisałam komentarz, ale skasowałam, bo po przeczytaniu go doszłam do wniosku, że jestem bałaganiarą i chomikarą i muszę raz na zawsze pozbyć się starych szmat z szafy, a wtedy będzie duuuuużo miejsca na nowe sukienki. Przecież i tak od lat powtarzam, że nie lubię przerabiać, wolę szyć nowe ubrania... no to w sobotę robię remanent... :lol:
UrsaMinor
#15 UrsaMinor 2015-09-06 22:06
Cytuję papavero:
Tak, to jest książka dotycząca ubioru w pracy. Ogólnie kobiet w pracy.

I mam nadzieję, że zachęcę do jednej z kolejnych, którą opiszę.

Jeśli ogólnie w pracy, to raczej ma wąskie spojrzenie. Są różne prace i nie w każdej należy np. podkreślać status. Jakoś nie widzę w tym schemacie np. przedszkolanki, instruktorki wspinaczki skałkowej czy terapeutki uzależnień. W każdym z tych zawodów można poniekąd wyglądać profesjonalnie, ale będzie to znaczyło zupełnie co innego.
papavero
#14 papavero 2015-09-06 21:36
Cytuję UrsaMinor:
O, przejrzałam jakieś recenzje i już widzę to więcej sensu, którego mi brakowało: ta książka jest adresowana do tzw. buisnesswomen, korporacyjnych managerek i tego typu pań. W pracy. Po prostu nie jestem grupą docelową.


Tak, to jest książka dotycząca ubioru w pracy. Ogólnie kobiet w pracy.

I mam nadzieję, że zachęcę do jednej z kolejnych, którą opiszę.
UrsaMinor
#13 UrsaMinor 2015-09-06 21:12
O, przejrzałam jakieś recenzje i już widzę to więcej sensu, którego mi brakowało: ta książka jest adresowana do tzw. buisnesswomen, korporacyjnych managerek i tego typu pań. W pracy. Po prostu nie jestem grupą docelową.

Po ostatniej dyskusji (i nie tylko) zastanawiałam się nad tematem dress code'u. Moja praca to głównie programowanie, nie widuję żadnych klientów ani inwestorów, oficjalnie żaden dress code mnie nie obowiązuje. W praktyce... przypominam sobie, jak kolega z wydziału był w domu, kiedy kupiłam sobie sukienkę na wesele. Dałam się namówić na prezentację i pamiętam wzrok Bartka, który z zakłopotanym wyrazem twarzy starał się patrzeć mi w twarz, a nie w dekolt... i podsumował:
- Dobrze, że na co dzień się tak nie ubierasz.
Wtedy uświadomiłam sobie, jak konsekwentnie trzymam się zasady nie podkreślania swojego sex appealu w pracy. I dlaczego ta zasada jest dobra.
UrsaMinor
#12 UrsaMinor 2015-09-06 21:01
No, Papavero, nie zachęciłaś mnie do lektury. Już sobie wyobraziłam zasuwanie na rowerze przez pół miasta w czerwonych podeszwach albo siedzenie z dzieciakami w piaskownicy z torebką od projektanta :P Podejrzewam, że w szerszym kontekście cytowane zdanie o symbolu statusu ma więcej sensu, ale generalnie jestem przeciw. Poza niektórymi okazjami, gdzie być może jest to potrzebne, takie obnoszenie się ze statusem uważam po prostu za chełpienie się, a tym samym brak dobrego smaku.
Niteczka82
#11 Niteczka82 2015-09-05 14:23
Cytuję Niteczka82:
Moja teściowa źle doradza, mówi zawsze że ładnie, tylko różnych słów dobiera, ale ja po niej widzę, że coś nie tak. Jak w rozmowie później wyjdzie, że mi się nie podobało, to tak nakierowuje rozmowę, że wychodzi, że też się ze mną zgadza. Chyba po prostu nie chce w niczym podpaść :D

Na dłuższą metę, jak się zastanowić, to nie wiem w zasadzie co prawdą jest a co kłamstwem. Przechodzi to na życie codzienne i już jej w nic nie wierzę.
Niteczka82
#10 Niteczka82 2015-09-05 14:21
Moja teściowa źle doradza, mówi zawsze że ładnie, tylko różnych słów dobiera, ale ja po niej widzę, że coś nie tak. Jak w rozmowie później wyjdzie, że mi się nie podobało, to tak nakierowuje rozmowę, że wychodzi, że też się ze mną zgadza. Chyba po prostu nie chce w niczym podpaść :D
Aga
#9 Aga 2015-09-05 13:59
Myza, nie znam takich kobiet, które specjalnie źle innym doradzają. Nie uważam siebie za wyjątek.