Strój nie jest najważniejszy

Są takie momenty w naszym życiu, w których pragniemy wyglądać piękniej niż zwykle. Do nich na pewno zaliczyć możemy śluby i wesela naszych bliskich. I to właśnie przy okazji kolejnego ślubu muszę się z Wami podzielić moimi spostrzeżeniami. Oczywiście ani jeden ślub nie był mój, aż taka nowoczesna nie jestem, aby wychodzić za mąż dwa razy w roku. Na obie uroczystości byłam zaproszona w roli gościa weselnego. Na obie przygotowałam się po swojemu i wyglądałam nieco inaczej niż reszta gości. Obie uroczystości różniły się bardzo. Jedynym wspólnym mianownikiem był ten najważniejszy, ślub i szczęście rodziny. Pod tym względem oba były udane i idealne. Na tym mogłabym zakończyć moją opowieść, gdyby nie to, że to portal dotyczący odzieży. I właśnie nią zajmę się za chwilę. Opowiem Wam o tym, jak byli ubrani goście weselni. Porozmawiamy o tych mniej istotnych szczegółach, o sukienkach i marynarkach.

Kliknij aby powiększyćKliknij aby powiększyć

Zacofana wieś

Szacunek. Krótkie słowo zawierające w sobie to, czego oczekujemy od innych. Nasz strój również powinien okazywać szacunek do okazji, miejsca i ludzi, którzy znajdują się dookoła nas. Spoglądając na poniższe zdjęcia, każdy z nas od razu potrafiłby przyporządkować strój do odpowiedniej okazji. Czyż czarny nie kojarzy Wam się z pogrzebem a jasne koronki z bardziej radosną okazją, którą świętować będziemy wieczorową porą? To dwa skrajne wizerunki, ale czy te umiejscowione gdzieś pośrodku są trudne do określenia? Czy widzimy różnicę pomiędzy wizerunkiem odpowiednim do pracy, na spacer lub kolację u babci? Moje osobiste doświadczenia podpowiadają mi, że gdzieś te drobne ubraniowe zasady nam się zawieruszyły. Widzimy zbyt obcisłe bluzeczki w miejscach publicznych, za bardzo przeźroczyste tkaniny w pracy, wyglądającą spod ubioru bieliznę, zarówno damską i męską, na naszych ulicach. Czy wszystko możemy wytłumaczyć zbyt niskimi zarobkami, pośpiechem lub trendami mody?

Kliknij aby powiększyćKliknij aby powiększyć

Mam takie wrażenie, że pod pewnymi względami wieś zawsze jest z tyłu za wielkim miastem. Ci, którzy jej nie lubią, znajdą pewnie inne różnice pomiędzy małymi a dużymi aglomeracjami. Ja widzę to mniej więcej tak, że na wieś pewne rzeczy docierają później. Zarówno te dobre jak i złe. Może to przez to, że ludzie na wsi wcale się nie spieszą. Idą powoli, mają czas na pogawędkę z każdym napotkanym sąsiadem. W sklepie kolejka nie jest czarną zmorą a okazją do wymiany ważnych informacji z życia tego małego społeczeństwa. Na wsi wszyscy się znają, wiedzą o sobie wszystko lub nawet więcej niż jest prawdą. To są uroki życia w małym otoczeniu. Ale właśnie przez to, że się znamy, szanujemy się. Nie jesteśmy w stosunku do siebie agresywni bez powodu. Pan Staszek nie otrąbi Pana Kazika za to, że mu zajechał drogę ciągnikiem, bo przecież wie, że widząc wielkie maszyny, należy gdzieś się swoim autkiem schować na chwilę i pozwolić dużemu przejechać wąską wiejską uliczką. A w dużym mieście często agresja budzi agresję. Osobiście zaparkowałam kilka dni temu we Wrocławiu blokując inne pojazdy na parkingu. Nie przeszkadzałam nikomu innemu, od drogi stałam daleko. Siedziałam sobie w aucie i czekałam, więc byłam gotowa opuścić to miejsce w każdej chwili. Przeszkodziło to kierowcy wielkiej ciężarówki, którego droga prowadziła zupełnie nie przez miejsce, na którym stałam. Ale musiał podjechać, otworzyć okno i rzucić w moją stronę kwiecistą wiązanką. Agresja budzi agresję, brak szacunku i uwolnienie naszych najczarniejszych stron. Kazałam mu spadać i przestałam się nim przejmować. Na wsi jeszcze nigdy nie przytrafiły mi się takie absurdalne i niepotrzebne sytuacje a o kilku pamiętnych z dużego miasta mogłabym opowiedzieć. Nie twierdzę, że miasto jest zupełnie zepsute a wieś tylko wspaniała, opisuję tu tylko i wyłącznie moje osobiste doświadczenia, które mogą się zupełnie różnić od Waszych. Według mnie wieś jest inna. Spokojniejsza, bardziej konserwatywna niż wielkie miasto. I właśnie z tego wynika strój, jaki ma na sobie człowiek mieszkający w małej miejscowości.

Wieś tańczy

Tak jak wspomniałam powyżej, zasady dotyczące ubioru gdzieś nam się zawieruszyły. W ostatnią sobotę miałam okazję brać  udział w wiejskim weselu. Było zupełnie inne, niż wesele, które opisywałam Wam kilka tygodni temu. To zorganizowane w małej karczmie na odludziu, tamto w pięknym nowoczesnym hotelu w dużym mieście. Tu ślub był w małym wiejskim kościółku, tam w katedrze. Tu panna młoda miała sukienkę upolowaną w przypadkowym sklepie w ciągu jednego dnia, tam suknia była przywieziona przez pół Polski ze stolicy. Obie Panny młode wyglądały ślicznie, obie szczęśliwe z przystojnymi małżonkami. Wszyscy rodzice szczęśliwi, wszyscy, tak się złożyło, wydawali po raz pierwszy dziecko w świat. Wesele różniło się gośćmi i ich stosunkiem do tego wydarzenia. Po uprzednim weselu i opowieściach znajomych, jak to ludzie dziś się wybierają na takie okazje, byłam przygotowana na mniej więcej taki sam przekrój Panów w czymkolwiek i Pań w sukienkach, które potem założą do pracy. I powiem Wam, że byłam bardzo zaskoczona. Pozytywnie. Spotkaliśmy tam mężczyzn w garniturach. Wszyscy jak jeden mąż czy kawaler, byli w garniturach. Wszyscy w pasujących do nich butach, białych koszulach i krawatach. Powiem więcej, większość z nich miało te marynarki na sobie przez cały czas, a spora część do ostatniej chwili zapięty jeden guzik w marynarce uznało za standard przy stole. Ja byłam tym oczarowana. Garnitury nie miały znanej metki, ale były noszone w piękny sposób. Taki strój przedstawiał dla mnie szacunek nie tylko do okazji i samych gospodarzy, ale też do tradycji. To było naprawdę bardzo miłe. A jeden kawaler w mundurze był świetną wisienką na torcie. Chociaż przez chwilę miałam mu ochotę doszyć pewną belkę, bo mu się jedna delikatnie na ramieniu odpruła. A Panie? No proszę Pań, uratowały moje zdanie na temat weselnych gości płci żeńskiej. Byłam jedyną kobietą w długiej sukience. Ale naprawdę ze świecą należałoby szukać takiej, która sukienkę codzienną wykorzystała na ślub. Były sukienki mieniące się delikatnie złotem, były ze wstawkami pokrytymi cekinami, były piękne koronkowe, cudnie kolorowe i uroczyste. A poprawiny? Na poprawinach było tylko odrobinę luźniej. Panie miały na sobie sukienki, w których będą mogły pójść do pracy, ale nadal wybrane tak, aby pasowały do okazji. Ani jeden Pan nie pojawił się w T-shircie lub koszulce polo. Ani jedna Pani nie miała na sobie sukienki na plażę. Aż miło było popatrzeć.

Kliknij aby powiększyćKliknij aby powiększyć

I właśnie tak tańczyła wieś. Ubrana z szacunkiem do okazji i tradycji. I ten szacunek wykorzystał staromodny Pan wodzirej. Nie było kogoś zwanego z obca DJ, był polski wodzirej, który z repertuarem zatrzymał się na latach 90. upiększając to piosenkami z obecnych list przebojów, o rudych i innych cudach, których nigdy wcześniej nie słyszałam. Ten właśnie pan wodzirej, wykorzystał idealnie szacunek do Państwa Młodych. Już po pierwszym tańcu gospodarzy zaprosił nas do pląsów stwierdzeniem, że na parkiecie powinni znaleźć się tylko Ci, którzy szanują Państwa młodych. Do wiejskich zabaw typowo ślubnych zapraszał nas stwierdzeniem, że teraz na parkiecie chciałby zobaczyć tych, którzy życzą młodym dobrze. A wtedy gdy nas nie zapraszał tylko zaczynał grać, niemal wszyscy podrywali się od stołów. Było to tak odczuwalne, że ten nastrój udzielił się nawet mojej osobie. A mnie naprawdę trudno zaciągnąć do czynności takich jak wyginanie się w rytm muzyki. A wodzirej zrobił więcej, wszyscy śpiewali, brali udział w wygłupach i zabawach weselnych i świetnie się bawili do rana.

Kliknij aby powiększyć

Moja osobista konkluzja na koniec? Odpowiedni strój naprawdę ma znaczenie. Koszulka polo na poprawinach mówi o nas znacznie więcej niż moglibyśmy sobie wyobrazić. A z szacunkiem ubrany garnitur, nawet jeśli kosztował mniej niż owy podkoszulek, wyraża stosunek do tych, co siedzą obok, jak i tych, którzy zaprosili nas do siebie. Pamiętajmy o tym, aby ubierać się stosownie do okazji. Strój nie musi przedstawiać zawartości naszego portfela a jedynie zawartość naszej głowy. Nie słuchajcie tych, którzy wierzą w siłę metki lub inne głoszone prawdy objawione, miejcie własne zdanie i kierujcie się nim również w przypadku wyboru stroju. Tego do pracy, na spacer lub ważne okazje. Osobiście namawiam Was do bardziej konserwatywnego podejścia, pomimo tego, że dzisiejszy świat opętała moda na łamanie wszelkich zasad, tylko po to, aby je łamać. Bądźcie czasem tacy, jak ta moja wieś, to naprawdę pięknie wygląda.

Komentarze

KSandra788
#17 KSandra788 2016-05-22 15:43
..widzę ,że wsi nie ma:P
KaliaEea
#16 KaliaEea 2015-11-02 13:16
Cóż, nie bez powodów najgorsze wesele na jakim byłam, odbywało się w Poznaniu. Takiego zadufania i nadęcia, świecenia metkami i dziwnej atmosfery nie byłam w stanie znieść ani ja, ani mój mąż. Młodzi goście byli nie do wytrzymania. Poszliśmy spać o 22. A mój brat (jego ślub) stwierdził, że mam najładniejszą sukienkę wśród gości. Uszytą na miarę, w lokalnym zakładzie w rodzinnym mieście na prowincji.
papavero
#15 papavero 2015-10-28 14:49
Cytuję Aga:
Cytuję papavero:
Cytuję Aga:
"Może to przez to, że ludzie na wsi wcale się nie spieszą."
No nie wiem, ja ciągle w biegu, może dlatego że z miasta na wieś się przeniosłam.

Aga, a nie zwalniasz trochę? Ja też się ciągle spieszę, ale jak wyjdę na wieś, na spacer lub do sklepu, to jakoś trochę udziela mi się ten spokój.

Rzadko z domu pieszo wychodzę. Przeważnie jadę i jestem w mieście.

A to Ty nie jesteś ze wsi jeszcze. Do wsi trzeba trochę przyrosnąć, trochę się wtopić ;-) Ale to miłe, polecam.
Aga
#14 Aga 2015-10-28 14:48
Cytuję papavero:
Cytuję Aga:
"Może to przez to, że ludzie na wsi wcale się nie spieszą."
No nie wiem, ja ciągle w biegu, może dlatego że z miasta na wieś się przeniosłam.

Aga, a nie zwalniasz trochę? Ja też się ciągle spieszę, ale jak wyjdę na wieś, na spacer lub do sklepu, to jakoś trochę udziela mi się ten spokój.

Rzadko z domu pieszo wychodzę. Przeważnie jadę i jestem w mieście.
gojami
#13 gojami 2015-10-28 14:17
Cytuję papavero:
Cytuję gojami:
kolejnośc i kolory trampek pasują mi do tęczy, więc może - nadzieja, droga, przymierze...

A czarne sukienki Sherlocku? ;-)

nie, no to zbyt oczywiste....
papavero
#12 papavero 2015-10-28 14:11
Cytuję gojami:
kolejnośc i kolory trampek pasują mi do tęczy, więc może - nadzieja, droga, przymierze...

A czarne sukienki Sherlocku? ;-)
gojami
#11 gojami 2015-10-28 14:02
kolejnośc i kolory trampek pasują mi do tęczy, więc może - nadzieja, droga, przymierze...
papavero
#10 papavero 2015-10-28 13:58
Wiesz, te trampki mogą coś oznaczać. Może dziewczyny są jakąś drużyną sportową, może mają jakieś wspólne hobby związane z trampkami. Może do zdjęć miało to mieć jakieś przesłanie. A może nie, może to tylko zdjęcie. Dziś modne są zdjęcia w jakiejś tematyce. Osobiście tego nie rozumiem, że na zdjęcia ślubne lub inne okazyjne, jedzie się do miejsca absolutnie nie związanego z wydarzeniem, cyka się fotki przed fontanną w Rzymie albo pod łukiem w Paryżu czy na jakiejś górce z piaskiem tocząc się z góry. Ale taka moda.
gojami
#9 gojami 2015-10-28 13:50
Patrząc na takie zdjęcia, jak to poniżej zastanawiam się, co autor miał na myśli oraz dokąd zmierza. Osobiście wolę tradycyjne podejście do tematu. Nie lubię zgrzytów w otoczeniu, uwielbiam harmonię. Tęsknię do chwil, w których mogę oddać się zadumie, na chwilę się zatrzymać, bo chociaż mieszkam w niedużej mieścinie, to dla mnie doba jest za krótka :-(
gojami
#8 gojami 2015-10-28 13:42
http://blog.coupledhq.com/wp-content/uploads/2015/07/bridalparty_032.jpg
Druhny na czarno i w trampkach, zresztą panna młoda - też. Złamane wszelkie konwencje, ale tu chyba chodziło o coś więcej....