Piękne rzemiosło

W niteczkach osnowy musi być porządek jak w małżeństwie. Jesteście ciekawi dlaczego? Koniecznie obejrzyjcie ten piękny film o cudownej tkaczce. Dzięki jej opowieściom zapamiętacie dokładnie, gdzie biegnie wątek a gdzie osnowa. Pani Teresa tworzy piękne dywany ze wzorów wprost z głowy. To niesamowite, że potrafi się przy tym bawić. Pokazuje nawet, w którym momencie można się poczuć jak na dyskotece. Taki film ogląda się z przyjemnością i łezką w oku, że ludzie tworzą takie piękne rzeczy.

Od owcy do żakietu

A jeśli jesteście ciekawi, jak wyglądał proces od owieczki do tkaniny, polecam ten krótki film. Zobaczycie co to są nicielnice, gdzie biegły nici osnowy oraz czym było czułenko tkackie.

Rewolucja przemysłowa

Dziś tkaniny przygotowuje się dość podobnie. Z tą różnicą, że robią to za nas maszyny. A przynajmniej ogromną część pracy wykonują zamiast pracy ludzkich rąk. Znów pokażę Wam osnowę. Zobaczcie, jak przygotowuje się ją w jednej z takich firm.

Zasady te same

Maszyny tkalnicze, pomimo tego, że pracują znacznie szybciej, robią to podobnie do Pani Teresy z pierwszego filmu. Przyjrzyjcie się jak działa ta. Czy widzicie nitki osnowy i pracę czułenka?

Oto cała tajemnica

A teraz czas na film z serii jak to jest zrobione. Nie przejmujcie się tym, że jest w języku angielskim. Wystarczy popatrzeć, aby wszystko stało się jasne.

Krateczki, paseczki i gładkie

Na koniec coś, co jest hipnotyzujące. Najszybsze maszyny produkujące dla nas tkaniny. Polecam przyjrzeć się szczególnie tej, która wykonuje kraciasty materiał. Na nim widok jest najbardziej spektakularny, nieprawdaż?

Komentarze

Rona
#5 Rona 2019-04-05 11:29
@papavero, lubiłam tę pracę, dawała wiele satysfakcji, tym samym nie odczuwałam jej uciążliwości. Dopiero po skończonej zmianie czułam jak mnie nogi bolą. Ale nie tylko samą pracą tkaczki żyły :P . Kiedyś leżałam pod maszyną (dosłownie) sprawdzając czy na materiale pod światło nie widać błędów. Naraz czuję, że ktoś leży koło mnie i krzyczy mi do ucha: - Elko, co robisz?! To był dyrektor! Wytłumaczyłam mu, że szukam w ten sposób błędów na materiale :-). On wszędzie wszedł, wszystko musiał zobaczyć. Awansował ze zwykłego mechanika z przędzalni, znał więc cały cykl produkcyjny z praktyki. Był lubiany przez nas.
... a ja do dzisiaj kocham dotyk tkaniny pod dłonią :-)
Rona
#4 Rona 2019-04-05 11:17
Cytuję papavero:
Kto obejrzał ostatni film? Jak Wam się podoba takie tempo tkania?

Widziałam ten filmik @papavero :-)
Dzisiaj mam porównanie. 100-letnie krosna były powolne, powojenne były dwa razy szybsze od nich. Myślałam, że Sulzery to szczyt marzeń tkaczek, ale te japońskie biją na głowę.
na 100-letnich w ciągu zmiany więcej się nie utkało niż około 50 metrów z wszystkich maszyn. Na tych przyuczali się uczniowie.
Na tych, na których ja pracowałam (powojenne), w ciągu zmiany najwięcej utkało się do 200 metrów - to był szczyt marzeń każdej z nas. Na Sulzerach tkało się dwa-trzy razy tyle. Te japońskie cudeńka mają kosmiczną prędkość :-) Chciałabym spróbować :P
papavero
#3 papavero 2019-04-05 10:16
Cytuję Rona:
Lata siedemdziesiąte. Zaczynałam od cewiarni, gdzie na cewki nawijany był wątek do czółenek. Potem przeniosłam się na tkalnię. Początki były ciężkie, nie znałam języka (czeski), nie znałam obsługi maszyny. Pracowałam na starych maszynach, potwornie głośnych, bardzo często psujących się. To była tkanina bawełniana do celów technicznych. Potem był len na ścierki i pościel, by wreszcie wylądować na tkalni z ubraniówką. Szwajcarskie Sulzery to już inna bajka. Maszyny na kilka czółenek malutkich, metalowych, o wiele cichsze od tych pierwszych, na których zaczynałam przygodę z tkalnią. Długie na ponad 2 metry. Tkana była na nich ubraniówka - wełna, elana, elenowełna.
Bawełnę tkałam na 48 krosnach, trzeba się było nieźle nabiegać, żeby je obsłużyć i wykonać dzienną normę. "Sulzerów" miałam tylko 10 do obsługi. Najlżej się tkało elany, z wełnami był problem, bo trzeba było je cały czas pilnować, żeby nie było błędów. Osnowa czystej wełny często się mechaciła, przecierała, każda z nas - tkaczek - nie miała ich więcej jak na jednej maszynie. Ale i tak mile wspominam tamte czasy. Dzisiaj są inne tkaniny, inne krosna. Wszystko idzie do przodu.

@Rona och ale Ci zazdroszczę tego, że znasz to od podszewki. Wiem, że to ciężka praca była, na pewno. Ale byłaś w miejscu, gdzie zaczyna się krawiectwo. I znasz to z doświadczenia a nie pooglądania tylko. Ja miałam okazję oglądać jak to wygląda na tkalni, ale mogłam tylko przez chwilę popatrzeć, bez dotykania.
papavero
#2 papavero 2019-04-05 10:13
Kto obejrzał ostatni film? Jak Wam się podoba takie tempo tkania?
Rona
#1 Rona 2019-04-05 10:12
Lata siedemdziesiąte. Zaczynałam od cewiarni, gdzie na cewki nawijany był wątek do czółenek. Potem przeniosłam się na tkalnię. Początki były ciężkie, nie znałam języka (czeski), nie znałam obsługi maszyny. Pracowałam na starych maszynach, potwornie głośnych, bardzo często psujących się. To była tkanina bawełniana do celów technicznych. Potem był len na ścierki i pościel, by wreszcie wylądować na tkalni z ubraniówką. Szwajcarskie Sulzery to już inna bajka. Maszyny na kilka czółenek malutkich, metalowych, o wiele cichsze od tych pierwszych, na których zaczynałam przygodę z tkalnią. Długie na ponad 2 metry. Tkana była na nich ubraniówka - wełna, elana, elenowełna.
Bawełnę tkałam na 48 krosnach, trzeba się było nieźle nabiegać, żeby je obsłużyć i wykonać dzienną normę. "Sulzerów" miałam tylko 10 do obsługi. Najlżej się tkało elany, z wełnami był problem, bo trzeba było je cały czas pilnować, żeby nie było błędów. Osnowa czystej wełny często się mechaciła, przecierała, każda z nas - tkaczek - nie miała ich więcej jak na jednej maszynie. Ale i tak mile wspominam tamte czasy. Dzisiaj są inne tkaniny, inne krosna. Wszystko idzie do przodu.