Kurs, jak co roku, odbył się w Sokołowsku. Osobiście przywiązałam się do tego miejsca i dobrze mi się tam spędza ten czas. Stary aczkolwiek pięknie odrestaurowany budynek zapewnia nam całkiem przyjemny klimat do zajęć. W tym roku na zewnątrz nie panowały upały, więc nie mogłyśmy docenić starych murów pod tym względem, jednak w ubiegłych latach, gdy za oknem szalały termometry w środku było zawsze przyjemnie. A to niesamowicie ważne, aby nie rozpływać się podczas nauki.  Dlatego za rok zapewne znów spotkamy się w tym budynku. A może w zupełnie innym miejscu... kto wie. 

Jednak nie budynek i miejsce jest najważniejsze, chociaż gorąco polecamy ten ośrodek na odpoczynek przez cały rok. Jeśli ktoś nie ma ochoty na kurs, może zwiedzić ten zakątek w dowolnym terminie uzgodnionym oczywiście wcześniej z kierownikiem hotelu Rafałem Dzimirą tel. 667991704. No i ja go tu dzielnie nazywam kierownikiem a tak naprawdę przypięłam mu tę naklejkę samodzielnie, bo ten facet jest duszą tego miejsca a nie panem kierownikiem. Wracając do sedna sprawy, najważniejsze jak zwykle były kobitki, które spotkały się w tym miejscu pod koniec sierpnia. Wszystkie podzielające jedną pasję, czyli po prostu krawiectwo.  A jak każde dziecko dobrze wie, krawiectwo zaczyna się tutaj, na etapie konstrukcji odzieży... no dobra, może nie każde dziecko to wie, może nawet nie każda krawcowa jest tego świadoma, ale tym kilku osobom, które z nami były starałyśmy się to udowodnić co mam nadzieję udało się bezapelacyjnie.

A teraz czas na plusy dodatnie i plusy ujemne ostatniego kursu. Zaczynamy od tych pozytywnych stron.

Pozytyw największy. Poznałam kolejne osoby, które kochają szycie. Dzięki takim grupom, które chcą się uczyć i wkładają w to serce wiem, że uwielbiam uczenie innych. To takie spełnienie marzeń z dzieciństwa o byciu nauczycielką, tyle, że ja od losu nie dostaję klasy, w której jedno dziecko jest zdolne a reszta niegrzeczna tylko zupełnie odwrotnie, mi się trafiają takie zdolne grupy, które pragną się uczyć. Reszta wykładowców może mi po prostu zazdrościć. Pozytyw kolejny jest taki, że udało nam się  pokazać dziewczynom, jak ważnym etapem procesu powstawania odzieży, szczególnie tej szytej na miarę, jest etap konstrukcyjny. Pozostało jeszcze kilkanaście tysięcy krawcowych w Polsce do przeciągnięcia na tą dobrą stronę szycia, ale damy radę, za jakiś czas jakieś hurtowe metody przekonywania stworzymy... dlatego bójcie się szyjące babeczki i szyjący faceci.

No i plusy ujemne też były, oto te zauważone przeze mnie. Najgorsze jest to, że wszystkie już sobie pojechałyście i wakacyjny kurs się skończył. A przecież jak widać na powyższych zdjęciach było bardzo ładnie i smacznie oraz prześlicznie na zewnątrz.  W tym roku zajęć mieliśmy więcej niż zakładaliśmy, męczyliśmy Was o dwa dni dłużej tak specjalnie, aby pobyć z Wami nieco więcej a Wy i tak na koniec postanowiłyście wrócić do domu. No trudno, jakoś pogodzimy się z tym, jeśli tylko pokażecie nam Wasze postępy lub problemy z konstrukcją. Przed napisaniem artykułu zapytałam Anię, czy chce coś dodać od siebie w tym miejscu, stwierdziła, że nie ma nic do powiedzenia oprócz tego, że je wszystkie kocha i będzie tęsknić. I jak jej się pomyślało o kursie i o dziewczynach, to z tego "kocham je" wyszło jej jeszcze, że kocha wszystkich i cały świat... ale opisywać całości nie będę, bo Anka jest jeszcze na jakimś kursowym głodzie... po prostu też polubiła dzielenie się wiedzą.

Każdy kolejny kurs daje nam również wiele cennych informacji pozwalających lepiej przeprowadzić kolejne takie akcje. Tym razem dzięki dziewczynom i ich sugestiom już teraz postanowiliśmy nieco zmienić formę kolejnych zajęć. Ale o tym już niedługo w kolejnym papaverowym artykule na następny rok szkoleniowy.