Jakiś czas temu, całkiem niedługi, lakierowane buty kojarzyły mi sie jedynie z takimi oto męskimi cudami. Nie mam pojęcia dlaczego, ale takie buty kojarzą mi się z weselem, pewnym Maćkiem, który zawsze w takich przychodził do pracy oraz uśmiechem na twarzy. Gdy na nie patrzę nie mogę przestać się uśmiechać.  One mnie po prostu bawią. I ja wiem, że to nie jest coś dziwnego, wiem, że mężczyźni w takich chodzą. Wiem, że potrafią być eleganckie i wyszukane. Ale mnie zawsze rozśmieszają. Jeśli kiedyś będzie mi bardzo smutno, jeśli będę zła na cały świat załamana lub zrozpaczona... to wystaczy, że ktoś kupi adminowi takie cuda a on je ubierze. No po prostu głupawka murowana. A dlaczego o takich butach piszę? Bo takie lakierowane rzeczy, nie tylko buty, są teraz podobno modne. No to będzie się działo na ulicach. Będę chodziła uśmiechnięta od ucha do ucha.

Kliknij aby powiększyć

Lakierowane buty, a dokładniej kozaki, kojarzą mi się dość frywolnie. Raczej z najstarszym zawodem świata niż elegancką kobietą. No dobra, ale przecież nie muszą być całe lakierowane i sznurowane aż po brodę. Delikatna wstawka lub zgrabny element mogą upiększyć buta. Ale dziewczyny, nie ubierajcie całych lakierowanych po pas sznurowanych. Szczególnie białych lub czerwonych bo... bo będę się na Was gapić na ulicy.

Kliknij aby powiększyć

Wracamy dalej do przeszłości. Do czasów liceum. Jak mi się podobały takie buty... byłam w nich zakochana. Mamusia poszła ze mną do sklepu, pozrzędziła coś, że dziewczynki w takich trepach nie chodzą i kupiła mi zgrabne kozaczki. I teraz przyznam się Wam do czegoś, co było moją pierwszą miłością modową okupioną krwią, płaczem i pewnie jakimś laniem lub karą w domu. Pragnęłam mieć takie buty i już. Sprzedałam swoje złote kolczyki sprezentowane przez babcię na komunię, starą pękniętą obrączkę po jakimś wujku i łańcuszek. I kupiłam sobie podobne. Na oryginały nie było mnie stać. Ale moje podróby służyły mi przez całe liceum. Miały kawał blachy w noskach i wysokie wiązania i zero błysku. Ale i tak kojarzę je z takimi oto obiektami westchnień.

Kliknij aby powiększyć

To teraz wracamy jeszcze dalej. Do czasów, gdy od babci dostałam kolczyki na komunię. Rodzice kupili mi czerwone lakierki. Nie miały obcasów, oczywiście, że nie. Były płaskie i miały znacznie mniejszy szpic z przodu. Ale były tak właśnie cudownie czerwone. I miały ogromną kokardę... coś w stylu tej różowej uroczej ozdoby po prawej. Były po prostu piękne. Pamiętam do dziś, jak wyszłam w nich z domu. Przeszłam z 50 metrów i odpadła kokarda. Do dziś serce mi krwawi, jak pomyśle o tym, że rodzice je po prostu oddali. Zamiast przykleić tą nieszczęsną kokardę, oddali je do sklepu. A ja dostałam takie same... tylko, że czearne. A to już nie to samo. Te czerwone lakierki były najpiękniejszymi butami jakie miałam kiedykolwiek na nogach. Jak sobie je przypomnę, to nawet dziś mi żal, że miałam je tak krótko.

Kliknij aby powiększyć Kliknij aby powiększyć

A jaki jest Twój stosunek do lakierowanych butów. Błyszczące cuda czy kit? Czy poszukasz odpowiednich dla siebie, czy przemilczysz ten trend i poczekasz, aż ludziom przejdzie ten zryw?