- Kategoria: Wydarzenia ze świata mody
- Opublikowano: 24 styczeń 2019
Czy chcecie zobaczyć kto uszył dla siebie takie krótkie rękawy? No to czytajcie!
Cześć mam na imię Monika.
Nigdy nie spodziewałam się, że moje marzenie wypowiedziane wiele lat temu, ma szansę się spełnić. A jednak. Gdy Agnieszka zaproponowała mi pisanie tekstów dla Was byłam przeszczęśliwa, a jednocześnie przerażona do szpiku kości. Powiedzmy to szczerze, wpadłam w lekką panikę, tylko nie mówcie Agnieszce;). Jak to, ja? Od co najmniej 10 lat, czytam, uczę się, podziwiam i szyję z wykrojów Papavero. I bardzo lubię swoją rolę cichego obserwatora czyt.: wielbiciela. Czy podołam nowej roli? Zobaczymy, a ocenicie Wy, czytelnicy, szycioholicy, pasjonaci rzeczy tworzonych z serca. Dość o moim szczęściu.
Początki szycia
Chciałam się dziś z Wami podzielić opowieścią o moich początkach. Nie będę Was zanudzać opowieścią o dzieciństwie, jak podglądałam swoją mamę przy szyciu. O ubrankach dla lalki (tak miałam tylko jedną lalkę Barbie), o zajęciach ZPT i pierwszym fartuszku kuchennym i rękawicy dla mojej kochanej babci. Moja prawdziwa przygoda z szyciem zaczęła się w szkole średniej. Jak każda dziewczyna w tym wieku chciałam dobrze wyglądać, ale nie chciałam obciążać budżetu domowego, swoimi wydatkami. Jak dziś, pamiętam moją pierwszą spódnicę. Miał to być prostokąt na gumce, nic ambitnego, ale mama powiedziała: "Albo szyjesz porządnie, albo w ogóle się za to nie bierz" Te słowa pamiętam do dzisiaj i cieszę się, że podczas moich początków miałam tak ważne dla mnie wsparcie. Czasem była potrzebna konkretna wiedza, czasem wystarczyło pytanie: Ty nie dasz rady? Odbiegam od tematu, przepraszam. Pierwsza uszyta dla mnie rzecz to była trapezowa spódniczka, błękitna w duże kwiaty. Miała zaszewki z przodu i z tyłu. Formę zrobiłam z pomocą mamy. Niby nie wiele, ale dumna byłam jak paw. To uczucie, że zrobiło się coś własnymi rękami, było i jest tak fascynujące, że nie można się z tego wyleczyć.
Dzień dobry bardzo
Na przywitanie chciałam się Wam pochwalić moim pierwszym, uszytym własnoręcznie płaszczem. Uszyty jakieś 18 lat (10 kilo) temu, jest mocno nieidealny, ale mój pierwszy. Nie ma podszewki, zapasy szwów postrzępione, aż nie mogę patrzeć na to co dzieje na lewej stronie. Odszukałam go specjalnie dla Was, aby pokazać, że nasze prace nie zawsze są idealne. Ważne, aby dążyć do takiej jakości, jaka nam osobiście odpowiada i żeby być dumnym z każdego nowego osiągnięcia. Obecnie jest na mnie za ciasny (wbiłam się w niego specjalnie dla Was), zniszczony nadmiernym użytkowaniem i ma za krótkie rękawy (nie mam pojęcia jak to się stało). Wykrój z Burdy, jak ktoś będzie chciał, to poszukam z której. Nosiłam go długo i z podniesioną głową, bo nikt nie miał wtedy drugiego takiego płaszczyka. I tak oto zaczęła się moja przygoda z szyciem, które okazało się jak magiczna wróżka, która uszyje, co sobie wymarzę.
Napisz komentarz
Jestem bardzo ciekawa, czy ktoś dotrwał do końca tego przydługiego tekstu. Jeśli tak, proszę daj w komentarzu choć kropkę lub inny znak interpunkcji ;). A dla tych, co zechcą napisać coś więcej, to może wpisz o czym marzysz, tylko uważaj, marzenia czasem się spełniają.
Komentarze
Dziękuję za miły komentarz. Odpowiem ci jak mi powiedziała jedna z dziewczyn szyjących na FB. Jak się uprzesz i zaczniesz odkładać to uskładasz. Nie uwierzyłam jaj od razu, ale po roku miałam uskładaną prawie całą kwotę. Wiec i tobie tego życzę, bo faktycznie, przy dzianinach owerlok dużo ułatwia.
Dziewczyny, piszę ogólnie. Dałyście tyle energi i wiatru w skrzydła, że w weekend zamiast szyć, powstały kolejne teksty. Mam nadzieję, że równie miło będzie się je czytało do kawusi.
Co do marzenia, super, hafciarka może sprawić, ze nasze rzeczy będą jeszcze bardziej wyjątkowe. Jeżeli chodzi o czas, to wiecznie go mało, ostatnio to chyba towar mocno luksusowy.
Co do marzeń... od dosłownie kilku dni marzy mi się jakaś hafciarka, na której mogłabym haftować, co tylko zechce. Ale to takie marzenie typu dalszy plan, bo jeszcze nawet nie wiem z czym to dokładnie się "je". Na jakiej zasadzie to pracuje, robi aplikacje itp.
Na razie bawię się trochę maszyną, trochę overem... i jedyne czego mi brakuje to czasu, żeby je dobrze wykorzystać. Żeby doba była z gumy, albo weekendy o jeden dzień dłuższe.
Dziewczyny, przy tylu pięknych kreacjach nie liczyłam na podium, ale ogromnie się cieszę że Wam się podoba moja sukienka. To dla mnie więcej znaczy, niż wygana.
Też uważam, że powinna stanąć na podium
@flaminka dziękuję ogromnie mi miło. Koronki to moja nieuleczalna choroba. Czasem jestem na siebie zła, bo szyję kolejną sukienkę z koronką zamiast coś praktycznego na co dzień. Ale cieszy mnie ogromnie, że to co szyję podoba się nie tylko mi
@inaus@wp.pl I to się nazywa, super kreatywność Co do pieczenia to potrafię tylko dwa ciasta, za to pyszne
@gatta Aniu dzwoniłam w piątek do Ciebie. Ja też się cieszę że miałam okazję Cię poznać. W sumie byłam pewna, że na kursach poznam kobiety pełne pasji i się nie zawiodłam.
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.