- Kategoria: Konkursy
- Opublikowano: 02 październik 2015
To będzie wyglądało tak. Opowiem Wam o pewnej adminowej wpadce. Opowiem Wam też o swojej. I to będą dwie różne wpadki, z dwóch różnych oddalonych od siebie lat. A potem Wy opowiecie nam swoje. Lub nawet pokażecie. A my wybierzemy te, które nam się spodobają. Jedną wybierze admin, a drugą ja.
Wybrałam się kiedyś na kurs konstrukcji odzieży damskiej do Łodzi. A było to tak. W środę, moja przełożona, właścicielka biura rachunkowego zaproponowała mi, że firma w ramach uznań w stosunku do mojej osoby i nadziei we mnie pokładanych zasponsoruje mi szkolenia i egzaminy na biegłego rewidenta. Poszłam do domu, przemyślałam sprawę, znalazłam szkolenie konstrukcji. W czwartek rano zapisałam się na szkolenie. W czwartek po południu zwolniłam się z pracy. W piątek rano mój drugi szef przyszedł do mnie się upewnić, że go wspólniczka robi w konia z tym moim zwolnieniem się z pracy. Ostatecznie uznał, że to ja oszalałam. I tak znalazłam się na wspomnianym kursie w sobotę. Wszystko w tym samym tygodniu. Ale to nie jest ta wpadka. Wpadka to była na kursie. Bo to mają być opowieści o krawieckich wpadkach.
Opowiem Wam kilka słów o samym kursie. Tak aby wprowadzić Was nieco w atmosferę mojej wpadki. Siedzieliśmy chyba w czterech rzędach. Pierwszy rząd to byli prymusi. Przygotowani, z książkami, niektórzy po szkołach odzieżowych, mówiący "tak jest Pani profesor" i takie tam. Drugi rząd to byli ludzie pracujący w zawodzie. Bardzo sympatyczni. Coś tam pamiętam, że byli już konstruktorami, ale zajmowali się stopniowaniem, a chcieli podszkolić się w samej konstrukcji. O ile dobrze pamiętam oczywiście. Czwarty rząd, trzeci na razie pominę, czwarty rząd to byli recydywiści. Zwiedzili chyba wszystkie kursy, i tutaj też miałam wrażenie, że firma wysłała to przyjechali. Tak więc trzy rzędy, bardzo fajnych ludzi, ale znacznie odstających od rzędu trzeciego. Trzeci rząd to normalnie perełki kursowe. Ja, moja koleżanka, która na marginesie mówiąc nigdy igły w rękach nie miała oraz przystojny chłopak, którego nawet imienia nie pamiętam. No bo tylko listę przychodził podpisać. Tatuś, właściciel firmy odzieżowej, chciał z syna zrobić konstruktora, a syn, chociaż nie chodził, to dyplom wybłagał i potem udawać przed rodzicielami mógł, że chciał, że się uczył pilnie, ale się nie dało, albo coś koło tego. No i ten nasz trzeci rząd to były właśnie takie ofiary. Chłopak na przerwie się ulatniał, więc był pośmiewiskiem krócej. Moja koleżanka tylko notowała niczego nie rozumiejąc, bo pojęcia zielonego nie miała, jak wyglądają formy i do czego one tak naprawdę potem służą. NO I JA. Ta, co sprawiała kłopoty. No bo ja zadawałam pytania, co burzyło porządek zajęć. W pewnym momencie, prowadząca szkolenie uznała, że ja jestem niewidzialna, że ja po prostu nie istnieję i nie przejmowała się moimi pytaniami idąc dalej z programem. Tak, dobrze mnie zrozumieliście, ona mnie olała totalnie i ignorowała tak po prostu.
No i teraz przejdę do meritum sprawy. Do mojej wpadki, której nigdy nie zapomnę. Przy jakiejś rozmowie na przerwie, padło stwierdzenie, że nie we wszystkich szwalniach są lamowniki na linii produkcyjnej, bo są drogie. No i Wasza guru portalowa, która wtedy była zielona i całkiem nie w temacie, zapytała, ile takie lamowniki kosztują. No wiecie, wtedy miałam tylko domową maszynę i wszelkie informacje dotyczące tego, jaki budżet muszę przygotować na profesjonalny sprzęt były cennymi wskazówkami. Ktoś tam rzucił, że lamownik to może nawet 60 kosztować. Do mnie dotarły takie informacje: drogie, szwalnia, 60. No to zapytałam: 60 tysięcy? Ale mieli ubaw. Razem z panią prowadzącą, która jak się okazało jednak mnie widzi, jak się można pośmiać. No dobra, jeśli to było śmieszne, to uznałam, że nie doceniłam tej drożyzny i zadałam kolejne pytanie: 60 tysięcy euro? Pani prowadząca wyładowała całą złość na mnie, poprzez gromki śmiech. Reszta bawiła się tak samo dobrze. A na koniec szkolenia, Pani prowadząca podsumowała moje mądre pytania tym, że zadawałam ich najwięcej, ale były tak głupie, że ja nie zapamiętam ze szkoleń nawet 2 % tego, co reszta kursantów. Nie wiem jak ona te 2 % wyliczyła, ale prawdę mówiąc, wiedza tam zdobyta do niczego mi się nie przydała, więc może trochę racji miała.
A teraz krawiecka wpadka admina. Admin w ubiegłym roku wyszukał dla mnie upragnioną renderkę. Kupiliśmy ją od przesympatycznych ludzi, których z tego miejsca serdecznie raz jeszcze pozdrawiam. I ja tą renderkę i nowego czteronitkowego owerloka do dziś uwielbiam jak mało którą maszynę. Chciałam ją wypróbować jak najszybciej, ale oczywiście pierwszy na krześle musiał usiąść admin. Ustawił, włączył i zabrał się za szycie T-shirta dla siebie. I taki był dumny z tego swego krawieckiego dzieła, że jak zobaczył, że przyszył sobie jeden rękaw tak, że dodatki na szew znalazły się na prawej stronie, to obwinił mnie za zły szablon. Potem stwierdził, że to ja mu źle kazałam, chociaż asystowałam tylko przy pierwszym, tym dobrze wszytym. A potem strzelił focha, że to ja mu kazałam szyć na owerloku po to, aby mu się źle pruło. Więcej się do szycia nie zabrał, na jego koncie pozostaje więc taki bilans: same wpadki.
A w komentarzach czekam na te Wasze wpadki. W przyszłym tygodniu dotrą do nas nowe kubeczki z papaverowymi kwiatkami. Jeden mam zaległy do wysłania, więc ten jest zaklepany. Ale dwa admin ofiaruje dwóm osobom, które opiszą swoje nietrafione przygody krawieckie. A ja dorzucę do paczek po 1 kg dzianin na fajne nowe koszulki. Tak, abyście mogły uszyć ładniejsze niż admin. A ofiaruję w kg a nie metrach, bo tak będzie więcej. W końcu na kg trochę tego wejdzie na szczęście.
Komentarze
Głosujemy! Ja już agłosowałam na dwie najzabawniejsze dla mnie wpadki ( nie swoje ;P)
A to jeśli chcecie głosować to proszę bardzo. Komentarz, który uzyska największą liczbę gwiazdek, otrzyma dodatkowy kubek. Pasi? Czas do niedzieli włącznie, w poniedziałek wyślę paczki.
Dobre.
Gdybyśmy my, papaverowiczki, miały głosować, obstawiałabym tę wypowiedź
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.